Pokuta

Wstawanie staje się dla nas z dnia na dzień coraz cięższe. No ale jakoś po 9.00 się udało, a Kret w ramach bycia dobrym mężem pojechał autem do piekarni po świeże pieczywo. Przy okazji spotkał pana od kempingu i uiścił dopłatę za domek.
Śniadanie smakowało Myszy, więc raczej chętnie dała się wyciągnąć na człapanie na nartach. Tym razem wydawało się, że pogoda jest przyzwoita: -4C i czasami niebieskie niebo. Do punktu startu dotarliśmy sprawnie i było nawet podejrzanie dużo miejsca na zostawienie auta. Radośni z dobrej miejscówy udaliśmy się pobiegać na zamkniętej na czas zimy drodze do schroniska. W połowie trasy pojawił się jednak zimny jak zawsze wiatr i zaczęło ostro sypać białym puchem z nieba.
Do schroniska Kret dotarł jak bałwan… W środku tłumy, ale do WC dopchaliśmy się jakoś. Zjedliśmy też własne kanapki i tym razem z wiatrem wyruszyliśmy w droge powrotną. Tych 8km minęło dość szybko, więc myśleliśmy, że w domu będziemy wcześnie. Nic z tego, miejscowa straż miejska dopilnowała, by nikt nam nie ukradł auta :). Przyjechali za jakichś 20 minut i po miłej pogawędce zdjęli z koła „stróża”. Oczywiście nie ma nic za darmo, „kupon na pokutę” wyniósł nas 1000Kc.
Powrót nie był zbyt łatwy, bo na drodze leżała spora warstwa luźnego świeżego śniegu, na szczęście łańcuchy były w bagażniku. Po dojechaniu do czarnego asfaltu odwiedziliśmy jeszcze „Billę” i stację benzynową.
Wieczorem rozpoczęliśmy pakowanie, z przerwą na knajpę. Cóż, ten wyjazd zbliża się do końca…

PS
Śnieg nadal pada i jest -9C.

dzien09