Przegięliśmy

Zaczęło się niewinnie. Wstaliśmy później, wyjechaliśmy później, zaparkowaliśmy na ostatnim wolnym (bliskim) miejscu. Na stoku był przyjemny mrozek, słoneczko świeciło… Potem pojawiły się chmury, troszkę powiewało. W końcu zaczęło ostrzej wiać, więc zrobiliśmy sobie przerwę na obiad. Nagle za oknem zrobiło się biało, świat pogrążył się w zamieci. Od tej pory podjazd kanapą zmienił się w 7 minutową walkę, by nie stać się mrożonym bałwanem. Potem czekała nas kolejna bitwa, by zjechać pod wiatr z kanapy, zrobić nawrót i nie sfrunąć w dół. Po zjeździe z grani lód zamieniał się w kopny śnieg, na szczęście znikał wiatr. Nagrodą za to był praktycznie pusty stok tylko dla nas. 😉

W dodatku podczas ostatniego podjazdu Szymciowi spadła narta i została na dole, a my jej pomachaliśmy i pojechaliśmy. Na szczęście kolejni kanapowcy wwieźli ją na górę.

Dalej było już klasycznie: goferek na parkingu, chińczyk w Ustroniu, szybkie zakupy w Cieszynie i piwko w hotelu.