Colico

Wczoraj zrobiliśmy 2/3 trasy, ale to dzisiejsza część będzie wyzwaniem. Aby wjechać do Włoch młody musi mieć ważny test a ten kończy się o 16:03, a po drodze są wysokie góry.

Rano okazało się że kemping obsługuje tylko karty maestro, musiałem zatem zwiedzać Salzburg rowerem. Po 30min miałem czym zapłacić i mogliśmy ruszać w drogę.

Wystartowaliśmy 8:40 i już po chwili okazało się że dziś będzie ciężko… Tiry na autostradzie, korek do Niemiec i znowu kontrola wyrywkowa. W Niemczech na autostradach zakaz wyprzedzania dotyczy WSZYSTKICH pojazdów z przyczepami na podjazdach (których na tej autostradzie było bez liku). 20km przed granicą z AT prawy pas stał pełen tirów !! Na szczęście lewy jakoś jechał (ale nie więcej niż 70km/h). Znowu kontrola wyrywkowa. Innsbruck witamy po 11 (a mieliśmy być ok 10:30). Zakupy na szczęście przebiegają sprawnie i nadrabiamy zgubione 30 minut. Do granicy ze Szwajcarią jedzie się bardzo dobrze, mimo że cały czas rośnie wysokość z 700m npm do 1500m npm. Na granicy mamy kontrolę ale pytają tylko gdzie jedziemy. Jest przed 14:00 zostało nam ok 100km do Włoch jazdy górskimi drogami.

Oczywiście nie ma łatwo bo Szwajcarzy remontują drogę, co chwila wahadła… Za to widoki super. Za Sankt Moritz docieramy na dach przejazdu – przełęcz 1830m (o ile od naszej strony był a łagodna i do pokonania z ogonem, to powrót moim zdaniem jest niewykonalny). Na kolejnych 10km tracimy 1000m przewyższenia !! Nie wiem jak to zjechaliśmy, już się bałem że ukręce kierownice, hamulce mi wyparują a silnik szlak trafi 😉

Na szczęście do granicy docieramy 15min przed deadlinem i… wielkie nic ZERO kontroli, Włoch nas olał. To po co tak cisnęliśmy ?

Klasycznie w Italii jakoś dróg jest marna, są wąskie, z ograniczeniami których Włosi nie respektują, taka polska z innym klimatem i mega górami. Na kemping docieramy chyba po niecałej godzinie. Jest mały, skromny, tani, pusty (pełno stałych przyczep) i fajny.

Po rozbiciu idziemy na miasto, wyruszamy po 18 bo pewnie sjesta… Miasto miało być blisko a wyszła z tego gruba wycieczka. Oczywiście sjesta była do 19:00 w knajpach… Ale jak już zaczęli karmić to na bogato, pysznie i tanio (trzy dania, litr wina, litr wody, soki niecałe 40eu)

Oczywiście po jedzeniu była dalszą część spaceru i na kemping zawitaliśmy po 21 po ponad 10km w nogach… Rozstawiliśmy jeszcze przedsionek i poszliśmy wyczerpani spać.

Teraz czas na urlop !!