Koło na początek…

się urwało za Radomiem :/ Najpierw były dziwne piski, potem takie cykliczne odgłosy, niestety dla nas najpierw myśleliśmy, że to koło manewrowe lata (bo latało), a potem, że okno (bo było otwarte). Trzeciej szansy nie było i w szczerym polu, zwalniając przed kombajnem, zobaczyłem w lusterku koło z boku… Nasze koło.
Okazało się, że odkręciły się śruby (tylko czemu i jak to możliwe). Trzy znalazłem na drodze i przykręciłem koło. Powoli pojechaliśmy szukać warsztatu. Tam – tak naprawdę w drugim z kolei – okazało się, że aby naprawić to koło, trzeba by rozwiercić otwory i nagwintować pod większe śruby, bo obecne gwinty to się nadają…
Przed Tarnowem słowa mechanika potwierdziły się (dwie śruby puściły). Jadąc tempem rowerowym – 35km/h – dojechaliśmy do kempingu i poszliśmy zmęczeni wrażeniami spać.