Sztruks na koniec

Na początek małe wyjaśnienia z dnia wczorajszego, żyje i mam się raczej dobrze (poza szyją), po drugie wczoraj wieczorem wsadziłem młodego na minę – pomyliłem armatkę za którą miała być hopa a było to co na pierwszym zdjęciu. Na szczęście młody przytomnie przeskoczył zagrożenie.

Dziś nie udało nam się dotrzeć tak rano na stok, chyba ze 3 razy się wracaliśmy (kata, rękawiczki…). Dodatkowo na trasie panował większy niż zwykle ruch, no i oczywiście jazda przy +20C też nie należy do najprostszych. Mimo wszystko pojeździliśmy do 14:00. Wracając kupiliśmy obiad i zalegliśmy na łóżkach ładując akumulatory na ostatnią sesję.

Tym razem wszystko zgrało się w czasie i jechaliśmy wraz z GOPRowcem na górę, a to oznacza że mieliśmy cały stok w sztruksie dla siebie (ok ktoś przed nami zjechał), Mogliśmy przeprowadzić rodzinne zawody w zjeździe. Niestety nie był to równy pojedynek i jak można się domyślać przegrałem z kretesem.

2320m zjazdu pokonaliśmy w 3:16 ze średnia 42,8km/h (rekord trasy 1:54 przy średniej 73,5km/h), „speed trap” nie zarejestrował u mnie rekordu zjazdu (było ok 60km/h), natomiast u syna pojawił się nowy PR – 84,8km/h !!

Niestety przy takich warunkach pogodowych taki zjazd możliwy jest raz dziennie. Pozostałą część sesji wykorzystaliśmy na trening skoków młodego. Odkryliśmy nową hopę która okazała się najwyższą na trasie górką i stolikiem jednocześnie. Udało mi się też wylecieć z trasy do lasu – i to przy prawie zerowej prędkości – spadłem ze skarpy 😀

Wieczorkiem zamówiliśmy ostatnią dobrą pizzę w „La Gondola” i wróciliśmy do domu.