Szczepienie jednorazowe

Tym razem przyszła moja kolej, po perypetiach z brakiem e-skierowania (długa historia) mogłem się wreszcie zapisać. Wy środku nocy, znalazłem sobie miejsce w Nowym dworze mazowieckim i już 19 maja miałem zostać zaszczepiony jednorazowym Johnsonem…

W miedzy czasie babcia zaproponowała że znajdzie mi lepszy termin -tylko nie ustaliliśmy co oznacza pojęcie lepszy (dla mnie czas szczepienia, dla babci lokalizacja). Finalnie zostałem przepisany na 7 maja w miejscowości pod Warszawą… Po sprawdzeniu na mapie wyszło że pod Radomiem. I tak udałem się do Zwolenia.

Samo szczepienie, bez rewelacji, wróciłem spokojnie do domu i dopiero po ok 10h, zacząłem czuć się jak na kacu, potem przyszły dreszcze i chodziłem po dom w kurtce zimowej, a spałem pod pierzyną. Ok 3:00 temperatura ustąpiła (wg zegarka max była ok 38C), niestety od 6:00 nie mogłem spać. Po południu zaczęło mi się polepszać. I gdy już myślałem że wszystko będzie dobrze, następna noc znowu musiała być z wysoką temperaturą bo koszulka po nocy była do wyzymania (wg zegarka ponad 38C).

Z innych monitorowanych ciekawostek – tętno spoczynkowe skoczyło z ok 55 na 90, chodzenie po domu generowało tętno jakbym biegał…