Ostatki na nartach

Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Wiedzieliśmy że w sobotę może być więcej chętnych na narty i parking na górze, niestety nasze zmęczenie nie pomogło i do auta dotarliśmy przed 10. Oczywiście bez łańcuchów nie dało się jechać (jakaś trakcja była, ale ESP jednoznacznie prosił o wsparcie. Na szczęście udało mi się zejść z 15min do 3min z zakładaniem żelastwa na koła 😉 Narty rozpoczęliśmy chwilę po 10:00, początek był trudny nogi bolały, śnieg padał, trochę wiało. Po jakiś 8km zjazdów udało nam się przywrócić czucie desek do akceptowalnego poziomu. Dziś najlepszy kawałek stoku to końcówka czerwonej 12 (chyba była nawet zlodzona) i jak zwykle czarna 11. Z rana jeszcze fajnie jeździło się po 13b. Po wspólnym obiedzie z Mamą na szczycie Medvedina zmieniła się pogoda i można było podziwiać widoki i zrobić sobie kilka zdjęć ze słońcem.

Do auta zjechaliśmy o 16, kończąc dzień z 37km zjazdów. Wyszło aż tyle, bo nie było tłumów mimo soboty (a tu przecież zaczęły się ferie).