Operacja Dibusia, chomika alpejskiego ;)

Nasza kluska – drobne 170g żywej wagi – musiała poddać się operacji. Wszystko zaczęło się od gubienia sierści i powiększania się symetrycznych wyłysień. Pognaliśmy w styczniu do lekarza, pobrano zeskrobiny, czyli próbki skóry z gołych miejsc, by zbadać ją pod mikroskopem. Żadnych drobnoustrojów, pasożytów jednak nie wykryto. Wcale wtedy nie wiedzieliśmy, że nie ma się z czego cieszyć. Pan doktor zasugerował, że mogą to być zmiany hormonalne, charakterystyczne dla dojrzałych chomic, grożące w przyszłości samymi nieciekawymi sprawami (ropomaciczem lub nawet nowotworem). Dla pewności zasugerowano zrobienie USG, które niestety potwierdziło wstępną, fatalną diagnozę.

Próbowaliśmy leczyć Dibę farmakologicznie, niemal z bardzo dobrym skutkiem – sierść po podawaniu leków odrosła. Dibcia znielubiła jednak swojego oprawcę, Tatę, który na siłę podawał jej wstrętne leki. No ale sukces medyczny był najważniejszy. Niestety, nie utrzymał się długo. W dodatku następne USG wykazało, że nerki nie są w najlepszym stanie i trzeba było zacząć podawać kolejne lekarstwo, tym razem osłonowe, na nerki. Po pewnym czasie kazano odstawić nam leki i zobaczyć, co się zadzieje. Niestety, łysienie wróciło z jeszcze większym natężeniem. Tak oto wyczerpaliśmy łagodne sposoby terapii, trzeba było zadziałać agresywniej.

Ponieważ Diba była w dobrym stanie, pełna energii i witalności jak zawsze, podjęliśmy decyzję o operacji. Przeszła wstępną kwalifikację – serduszko dobrze pracowało. Uprzedzono nas jednak, że taka operacja dla małego zwierzaka to zawsze ryzyko niewybudzenia się. Mimo to zarezerwowaliśmy termin i 14 kwietnia Diba poszła pod nóż. Dwie godziny później pani doktor, specjalistka od mikrochirurgii, zadzwoniła, że wszystko poszło zgodnie z planem i bez komplikacji. Wieczorem odebraliśmy Dibę ze szpitalika (była tam razem z żółwiem i jakąś jaszczurą).

W domu musieliśmy zastąpić dużą klatkę małą Samlą (pudełkiem) ze specjalną ściółką pooperacyjną Safebed. Kołowrotek, mostki, tuneliki i – co zgorsza! – również piaseczek – musiały zostać wyjęte. Dibi dostała pokaźną ilość lekarstw przeciwbólowych, przeciwzapalnych i wyciszających, ale nie wygląda na zbyt chorą. Chce dokazywać po staremu. Rana goi się dobrze. Naszej chomisi nie wolno jednak biegać, wspinać się, skakać, czyli tego, co chomiki alpejskie lubią najbardziej (wydaje nam się, że mamy chomika alpejskiego, syryjski by się tyle nie wspinał :D). Zdjęcie szwów planowane jest na za tydzień. Zobaczymy, kiedy Dibutek dostanie zielone światło na powrót do ulubionych aktywności.

PS Przy okazji polecamy arcyciekawy blog jednego z wielu lekarzy, z którymi ostatnio konsultowaliśmy przypadek Diby. Można tu znaleźć mnóstwo informacji z dziedziny zoologii, ale np. botaniki również: Naturalnie w Warszawie, czyli nie samą weterynarią żyje człowiek . Najbardziej żywotny w wersji facebookowej.