Dzień szósty – wycieczka rowerowa Faaker see

Budzik dzwoni jak zawsze po 9:00, ale to tylko mnie rusza. Oni śpią jak zabici. Pozmywałem, zrobiłem zakupy.  Wstali…  dopiero o 11:30 wyruszamy w trasę.  Jedzie się fajnie, trasa dobrze oznaczona większość po DDRkach, a jak po drogach to o znikomym ruchu.  Z ciekawostek, pod mostem autostradowym jest podwieszona przeprawa rowerowa. Mając 2km do celu wyrasta przed nami podjazd. Daje się we znaki synowi. On nie przyzwyczajony do czegoś takiego. Na jego końcu jest na szczęście Billa gdzie jemy lody. Niestety pogoda się psuje, w oddali słychać burzę.  Mimo to Szymon oddaje się płatnym szaleństwom na placu zabaw przed kempingiem Arneitz. Niestety dalej zaczyna padać. Pokonujemy jeszcze kilka kilometrów dookoła jeziora jak deszcz się wzmaga, potem był odcinek przez las na którym Szymon zalicza upadek przez szyszkę. Po opuszczeniu lasu zrobiła się ulewa. Na szczęście trafiamy na ambonę, tu trochę czekamy na poprawę pogody. Po jakiś 30min pada jakby mniej więc ruszamy dalej. 6km później jesteśmy na przedmieściach Villach, mimo deszczu ciągle mijamy jakiś rowerzystów.  Na światłach stoimy w niezłym bike korku. Po chwili odbijamy na Mc Donalda gdzie się grzejemy, schniemy  i jemy. Na szczęście przestaje padać. Dalsza droga przez miasto i dalej nad nasze jeziorko jest coraz przyjemniejsza mimo chlupoczącej wody w butach. Na Kempingu jesteśmy przed 19:00 Karmimy jak co dzień kaczki, jemy pizze, siedzimy w internecie i jemy olbrzymi puchar lodów malinowych..

Loading