Pozdrowienia z Ninu - 12.8.2013
Dystans : 410km
Czas: 6h
Średnia jazdy 75,6km/h
Trasa: Letenye - Zagrzeb - Zadar - Nin
Wstawanie około godz. 8.00 rano mamy opanowane już bardzo dobrze i o 9.00 żegnamy kemping, by po chwili zrobić zakupy w Sparze, zjeść śniadanko i pognać na granicę. Tu Węgier macha nam ręką, a Chorwat każe otworzyć tylną szybę - mamy czarne - by zobaczyć, czy nikogo nie przemycamy J. Mamy pietra, bo syn na zdjęciu w dowodzie sprzed 4 lat nie do końca przypomina dorosłe dziecko, które siedzi z nami w samochodzie, ale jakoś nas puszczają dalej…
Teraz czeka nas 380km autostrady do pokonania i będziemy na miejscu. Do Zagrzebia, a nawet sporo dalej, idzie łatwo. Ceny paliwa już polskie (jak nie niższe), tylko lodów Szymona brak. Mniej więcej po 200km zaczynają się góry. O ile mniejsze podjazdy auto łyka raczej bezproblemowo, to te z 150m na 550 dają się odczuć. No ale że Szymon chce prawy i placu zabaw, a auto na tym skorzysta, to odpoczywamy wszyscy.
Następne kilometry tylko miejscami dają znać o sobie autu. Po przejechaniu gór temperatura skacze z 25C na 33C, za to wysokość spada z 550m do ok. 40m npm. Znak to że zaraz będziemy na miejscu.
Podczas drogi wypatrujemy z synem morza. Szymon kazał sobie przeczytać całą książkę o piratach, chce już szukać mapy i ukrytego na wyspie skarbu… Na razie jednak nie ma ani morza, ani wysypy, o skarbie już nie wspominając…Żeby go trochę pohamować, dajemy synowi tableta z gierką o strażakach Lego - na jakiś czas pomaga.
Już opuszczamy autostradę, już myślimy o morskiej kąpieli, gdy nagle wyrasta przed nami ciężarówka tocząca się 50 km/h. Szans na wyprzedzenie brak, pozostało się turlać przez prawie 20km za nią. O ile korek z tyłu nam nie przeszkadza, to dogonienie przez ciężarówkę węgierskiego zestawu auto + przyczepa i brak możliwości wyprzedzenia go, powoduje u mnie wzrost agresji - prędkość jazdy spada do 38km/h. Dopiero jakieś 5km przed celem ciężarówka - a my wraz z nią - omija zawalidrogę.
Teraz prędko gnamy na kemping Ninska Laguna i tutaj zonk. Pani twierdzi, że miejsca brak i proponuje przyjechać jutro... Tiaaa, łatwo powiedzieć - a co mamy zrobić do tej pory? Kemping został przez nas wybrany wirtualnie, wyszukany dawno temu, rodzinie zaakceptowany itp. Nie ustępuję i wybieram się na poszukiwanie miejsca. JEST, udało się, mamy wolne miejsce w pierwszym rzędzie i do tego blisko WC. Hip hip, hura. Szybko się ładujemy, rozbijamy i po chwili idziemy przywitać się z morzem. Szymonowi się podoba: piasek jest, błoto jest, woda jest, są tez ciekawe żyjątka (kraby, ślimaki, ryby), którymi jeszcze się będziemy zajmować.
Po trudnym i długim wyciąganiu syna z wody - pomogły kraby wychodzące na obiad - robimy własne spaghetti (Szymon je z dokładką), myjemy się w 3min (żetony), rozstawiamy nasz przedsionek itp. i … idziemy na miasto. W centrum Ninu typowy klimat turystycznego miasteczka: tłumy, (wielkie) lody, dużo rzymskich ruin, a trochę kiepsko z free wifi. Po 22.00 udaje nam się obrać kurs na kemping. Po drodze mały rowerzysta zaczyna padać. Na szczęście do kempu jakoś dojechał i tam zasnął w 5 minut.
A rodzice do północy ogarniali przyczepę…
Warto zwiedzić:
Chorwację
 Spar
|
 W drodzę
|
 W drodzę
|
 Przywitanie
|
 Nin nocą
|
 Nin nocą
|
 Nin nocą
|
 Nin nocą
|